poniedziałek, 6 stycznia 2014
01x02
Arthur wchodząc do domu był zbyt roztrzęsiony, aby dokładniej rozejrzeć się po chacie. Dopiero teraz zorientował się, że brakuje rzeczy jego brata bliźniaka, Eliotta jak i rzecz jasna jego samego. Gdzie mógł być? Odpowiedź na to pytanie była oczywista. Skoro Arthur powstrzymał go od uratowania ukochanej, ten skorzystał z zamieszania w wiosce i wymknął się z domu, najprawdopodobniej w poszukiwaniach Natashy. Bezsilny młodzieniec opadł na drewniane krzesło, wlepiając wzrok w widok za oknem. Teraz miał już niewiele do stracenia. Bracia Mikaelson nie chcą mieć z nim już nic do czynienia, a brat, jedyna bliska osoba młodego czarownika, zniknął. Podniósł się z miejsca i sięgnąwszy po kielich ustawił je na stole. Rozstawił świeczki w półkolu. Na sam koniec sięgnął po flakonik wypełniony krwią Tatii. Wypuścił powietrze z płuc, czemu towarzyszyło ciężkie westchnienia, a następnie ułożył dłonie na brzegach naczynia. Zaczął wypowiadać słowa zaklęcia, powtarzając je jak mantrę. Po chwili jego ciało wygięło się w pół, a szeroko otworzone oczy zaszły bielą. Świece buchnęły ogniem. A potem nagle wszystko zgasło, a Arthur wrócił do naturalnej postawy. Jego spojrzenie utkwiło w kielichu pełnym wywaru. Czuł się źle z tym co robi, jednak teraz już nic nie mogło go powstrzymać. Podszedł do okna, a jego spojrzenie powędrowało w stronę domostwa rodziny Mikaelson. Złapał za odłamek szkła i za pomocą promieni słońca nadał znak Esther. W czasie kiedy czekał na czarownicę odlał odrobinę lekarstwa do drobnego i niepozornego naczynia. Gdy Esther chciała opuścić chatę, Liam próbował za wszelką cenę powstrzymać matkę. On sam jak i reszta jego rodzeństwa byli w ciężkim szoku widząc to co dzieje się z ich przyjacielem. Jednak głowa rodziny bez problemu ich powstrzymała, nakładając na nich cielesną karę. Oczywiście oszczędzając przy tym Rebekah i Elijaha. I właśnie wtedy matka Mikaelsonów mogła spokojnie udać się do domu Sanchezów. Cicho zapukała w drewniane drzwi, a gdy usłyszała ciche "Zapraszam", weszła do środka.
-Witaj Esther.-przywitał kobietę, Arthur lekko przygnębionym głosem.
-Witaj Arthurze.-odpowiedziała. Nie chcąc już przedłużać młody mężczyzna podszedł do stołu, na którym stał okazały kielich. Ujął go i ostrożnie podał naczynie czarownicy. Ta spojrzała na niego z wdzięcznością i jakby nie zauważyła strapienia młodego czarownika. Odebrawszy kielich zaczęła wycofywać się do wyjścia.
-Dziękuję ci Arthurze, jestem ci dozgonnie wdzięczna.-odparła z ulgą Esther, na co czarownik odpowiedział jej lekkim, wymuszonym uśmiechem. Drzwi zamknęły się za kobietą. Arthur, skrył się w najciemniejszych kącie swego domostwa, nie mogąc powstrzymać drżenia rąk, ponieważ wiedział co się teraz stanie i nie chciał tego słuchać. Jednak doskonale wiedział, że jest to nieuniknione. Tymczasem w sąsiedniej chacie rozpoczynała się rodzinna wieczerza. W tym samym momencie pojawiła się Esther trzymająca w swoich bladych, kruchych dłoniach kielich. Mikael podniósł się z miejsca, aby uroczyście rozpocząć posiłek, dziękczynną modlitwą. Do kielichów został wlany nektar nieśmiertelności. Niczego nieświadomi członkowie rodziny zaczęli raczyć się przepysznym smakiem nieznanej cieczy. Wieczerza zakończyła się po kilkunastu minutach, ale mimo to nikt oprócz Mikaela nie odstąpił od stołu. Zamierzał dokonać przemiany i nie czekał z tym długo. Po chwili każdy z członków jego rodziny leżał martwy na posadzce, a potem i on z łoskotem upadł na ziemię.(...) Jako pierwszy obudził się Liam. Oszołomiony rozejrzał się po pomieszczeniu i oprócz niego wśród żywych była tylko jego matka. A z jej nadgarstka sączyła się gęsta, ciemnoczerwona, życiodajna ciecz o słodko-metalicznym zapachu. I choć przez chwilę walczył ze sobą, rzucił się na matkę bez opamiętania, a za nim kolejne dzieci. A przeżyła tylko dzięki temu iż korzystając ze swojej mocy rzuciła na siebie czar nieśmiertelności.
-Musimy stąd wyjechać.-rzekła patrząc z troską na swe kochane dziateczki i sadystycznego męża.
Minęły trzy dni od wyjazdu rodziny Mikaelson. Samotny Arthur rozpaczał nad swym losem i rozważał próby samobójcze kiedy u progu drzwi stanął jego brat bliźniak. Byli zupełnie inni od siebie, jednak w tej chwili na obu twarzach sobowtórów Silasa pojawił się ból, smutek i bezsilność. Arthur zaprzepaścił wszystko, a Eliott stracił ukochaną. Długie i czułe powitanie połączone z rozmową trwało aż do następnego ranka i zostało zakończone przez spokojniejszego z braci. Gdyż ten udał się na polowanie. Eliott po długiej godzinie samotnego przebywania w domu zaczął piekielnie się nudzić. Początkowo przewracał kartki ksiąg swojego brata, potem bawił się różnorodnymi flakonikami, a na końcu w jego dłonie trafił mały, niepozorny pojemniczek. Lecz chłopak wiedział, że gdy Arthur chciał coś przed nim ukryć próbował zrobić z tego najmniej interesującą rzecz. Jednak tym razem nie dał się nabrać otworzył srebrną pokrywę i czując zapach słodkiego wywaru nie pohamował się. Wypił wszystko na raz. Czarownik po powrocie oczywiście niczego nie zauważył i razem zasiedli do posiłku. W czasie gdy bliźniacy Sanchez radowali się swoją obecnością Natasha leżała na leśnej ściółce, walcząc o każdy łyk powietrza. I właśnie wtedy usłyszała czyjś męski, a zarazem miękki głos. Zerwała się z miejsca przerażona, gdyż przeczuwała, że będzie musiała walczyć o swoje życie. Jednakże tak bardzo się myliła.
-Natasho nie lękaj się. Ja jestem ten który cię stworzy i ten który pozwala ci żyć. Idź na północ, za głosem swego serca, a przed oczami stanie ci to co zobaczyć powinnaś.-potem znów nastała cisza, ale blondynka wiedziała, że nie może stać bezczynnie więc biegiem puściła się w stronę porywającego wiatru, który najprawdopodobniej dodawał jej sił w pośpiesznej wędrówce. Nie musiała długo biec gdy przed jej oczyma ukazał się wielki, murowany zamek z niezliczoną ilością wież. Zanim przekroczyła próg tego jakże pięknego lokum Tasha stała bezczynnie przed wielką bramą zamczyska. Gdy nagle u jej prawego boku mignęła czarna postać po czym poczuła na sobie świdrujące spojrzenie, a gdy napotkała owe oczy przeszyło ją zimno i strach, ponieważ czuła jak tonie w czarnych soczewkach ów towarzysza. Nie rozmawiał z nią i ona nie śmiała się odezwać. Jego dłoń wylądowała na ramieniu niebieskookiej,a potem w dwójkę przekroczyli brami niewidzialnego zamku, potocznie zwanego Instytutem. Arthur właśnie przygotowywał posłanie dla swego o godzinę młodszego brata, kiedy usłyszał, że ktoś przekroczył próg ich domu. Zobaczył tego o którym legendy czytał. Padł na kolana w milczeniu dziękując Bogu za owe spotkanie. W czasie gdy jego brat siedząc pod jedną ze ścian uśmiechał się od ucha do ucha do ich nowego gościa. Po chwili Arthur podniósł się, stając przed de Clermont. A sama jego obecność wypełniała cały dom okropnym zapachem siarki. Ciemny blondyn w ostateczności zdobył się na to, by zaprosić gościa do drewnianego stołu.
-Na imię mi Matthieu de Clermont i jestem odpowiedzią na twe wszelkie pytania.-słowa z jego ust padały oschle i lekceważąco, oraz jego oczy również nie zdradzały pozytywnych emocji. Zasiedli przy wcześniej wspomnianym stole i nim Arthur zdążył zapytać ciemnowłosy zaczął odpowiadać na jego pytania.
-Jestem tym co stworzyłeś, ale i tym samym co samo się narodziło. Jestem przeklęty przez Boga najwyższego i choć próbowałbym przyrównać do siebie Liama jestem od niego o piekielne sto razy gorszy. Zwą mnie hybrydą śmierci, obłożony klątwą i znający swoją przyszłość. Zrównanie mocny a jednak zrównanie bezsilny, żyjący w nieustannym rytuale oglądający od setek lat to samo. I proszę nie patrz na mnie jak na wroga, jestem tu po to by ci pomóc i ostrzec cię przed powrotem twego najlepszego przyjaciela, gdyż jeśli mu zaufasz, czeka cię zguba. Ten sam jeszcze tego nie wie, ale jest jedną z hybryd ciemności.-może Arthur chciał coś rzec, może Eliott okazał swoje zainteresowanie, jednak zdało się to na marne gdyż Matthieu zniknął bez uprzedzenia zostawiając ich samych z własnym wywodem.
„Mają nas sobą króla - anioła czeluści imię jego po hebrajsku Zatraceniec, a w greckim języku ma imię Niszczyciel.”
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Fajne <3
OdpowiedzUsuńS,S
Czytałam już w życiu wiele tego typu opowiadań i czasami rzeczywiście są jak flaki z olejem. :) Ale spokojnie - Wasze zupełnie takie nie jest. Bardzo ciekawa fabuła, opowiadanie się rozwija, co bardzo mi się podoba. Macie pomysł i konsekwentnie go realizujecie, co wychodzi na plus. Dobra robota. :)
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwieniem czekam na dalszy ciąg bo zapowiada się bardzo ciekawie.
OdpowiedzUsuńSS
No, cóż będę musiała wytrwać jeszcze tydzień na następną część, prawda? Ma pytanie; piszesz to wszystko na bieżąco, czy już napisałeś kilka rozdziałów??? :)
OdpowiedzUsuńNiestety nie ma tak łatwo, pisane na bieżąco :)
UsuńWspaniałe! Z każdym kolejnym słowem czytelnik wciąga się coraz bardziej... Nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńA.
No powiem szczerze, że byłam sceptycznie nastawiona do tego opowiadania ale kiedy zaczęłam czytać już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńco rozdział mnie zaskakujecie :********** Założę FunClub waszego bloga .
OdpowiedzUsuń